wtorek, 26 lipca 2011

Niemożliwi - wrażenia z obozu harcerskiego Hufca ZHP Kęty

Niemożliwi -  drużyna niepowtarzalna, niezastąpiona, nieokrzesana. Tacy byliśmy, jesteśmy i będziemy, bo historia nasza trwa nadal. Koniec obozu harcerskiego to nie koniec przygód, przyjaźni. Wszystko, co się tam wydarzyło pozostanie w naszych głowach i sercach.  Każdy  z nas pozostawił na tym obozie część siebie a także otrzymał coś w zamian.



Był to czas zabawy, ale nie tylko. Wielu z nas wyniosło bardzo wiele. Wieczór rozmyślań, wspomnień, kalkulacji pokazał nam, co tak naprawdę dały nam te wakacje. Nie jeden pomyśli - czegóż to można się nauczyć goniąc po lesie? Zdziwienie wielkie, gdy z ust małych dzieciaków słyszy się-umiem sam zaścielić kanadyjkę, nauczyłam się samodzielności, wytrwałości, dbania o porządek, współpracy, potrafię zaśpiewać piosenkę, sam wyprać ubranie i wiele innych rzeczy. Niby nic wielkiego a jednak. Każdy ze łzami w oczach opowiadał jak wiele zyskał przyjeżdżając do Pogorzelicy. Nowe znajomości, doświadczenia, miejsca. 



Niemożliwi, jako najmłodsza z drużyn potrafiła udowodnić, że nie liczy się wiek, ale chęci i zapał.
W wielu dziedzinach wcale nie odbiegaliśmy od starszych drużyn a nawet można by powiedzieć, ze czasami mogły one z nas brać przykład. Każdemu brakowało rodziny, wygodnego łóżka, ukochanego zwierzaczka, ale nikt nie zamieniłby tych chwil spędzonych na obozie harcerskim na nic w świecie. Te dwa tygodnie zapisały się w sercach każdego z nas. Pomimo pewnych niedogodności-przemoczone buty, kilka kleszczy, niewygodne kanadyjki, każdy z nas z wielką chęcią sięgnie do chwil, które spędziliśmy wspólnie poznając siebie nawzajem. Te kilka dni nauczyło nas walczyć ze swoimi słabościami i poznać nasze mocne strony. Wiemy na przykład, że drużyna Niemożliwych z pewnością nie należy do milczków, hi.



Nie sposób w pełni odtworzyć atmosferę obozu. Z jednej strony wdrażanie do dyscypliny, porządku i pracy, rozwijanie hartu ciała, odwagi, odpowiedzialności, koleżeńskości i solidarności, uczenie patriotyzmu i mądrego obcowania z przyrodą. Z drugiej, możliwość poznania ciekawych ludzi, tworzenie nawyku śpiewania przy każdej okazji, napawanie się atmosferą wieczornych spotkań przy ognisku, rodzenie się przyjaźni, pierwszych miłości. 
Pewne jest jedno - OBÓZ HARCERSKI HUFCA ZHP KĘTY NA ZAWSZE POZOSTANIE W PAMIĘCI NIEMOŻLIWYCH!!!

wtorek, 19 lipca 2011

Filmiki - relacje z obozu

Na profilu naszego hufca w serwisie YouTube są już zamieszczane pierwsze relacje w formie montażu zdjęć, filmów i muzyki. Będzie ich na pewno więcej, więc warto zaglądać!



poniedziałek, 18 lipca 2011

Filmy z festiwalu "Wielkie Dionizje"

Na koncie naszego hufca w serwisie YouTube zostały dodane filmy ilustrujące występy naszych drużyn na "Wielkich Dionizjach".

Występy drużyny I - Niemożliwi



Występy drużyny II - Poszukiwacze Kamienia Szczęścia




Występy drużyny III - Sagalowe Pole Rzepakowe




Występy zastępu kadrowego "Sojusznicy Sagali"



piątek, 15 lipca 2011

U nas - 14.07

Ostatni dzień na obozie.

Pakowanie.
Pożegnania ze znajomymi z Wadowic.
Biuro rzeczy odnalezionych i zagubionych.
Szybkie suszenie rzeczy po burzy, która przetoczyła się nad ranem.
Rozbiórka totemów.
Jeszcze raz pakowanie.

Ostatni posiłek na bazie - gulasz.
Ostatni podwieczorek: banan i drożdżówka z serem.

Zapakowanie się do autokaru. (Dlaczego tych rzeczy nagle jest więcej niż było wcześniej?)
Droga do Kołobrzegu, bardzo usypiająca.
Oczekiwanie na pociąg na dworcu kolejowych.
Dla niektórych - ostatnie lody, zapiekanki i gofry.
Ostatni krzyk mew.

Ostatnia iskierka przyjaźni posłana na peronie
I wsiąść do pociągu, razem w przedziale z nowymi przyjaciółmi.
Śpiew.
Pomarańczowe chusty i zeszyciki krążące z rąk do rąk i zapełniające się podpisami innych uczestników i kadry.
Ostatnie rozmowy, zbieranie kontaktów.
Telefony od rodziców: "Gdzie już jesteście?"

I zgodnie z czasem, pociąg wtoczył się na peron 1a na stacji Bielsko-Biała Główna.
I tam właśnie, w chwili ostatnich uścisków pożegnania i pierwszych - powitania z rodzicami - zakończył się Obóz Harcerski Hufca Kęty - Pogorzelica 2011.

Ale to nie koniec naszej wakacyjnej przygody!


Serdecznie zapraszamy rodziców i dzieci na ognisko poobozowe, które odbędzie się 17.07 (niedziela) o godz. 18:00 
na ogródku przy biurze Komendy Hufca Kęty (ul. Sobieskiego 41).

To świetna okazja, by jeszcze raz zaśpiewać te same piosenki, zapytać o dołączenie do drużyny harcerskiej, czy obejrzeć harcówkę i nasze pamiątki z innych wyjazdów.


U nas - 13.07

13.07 – to już ostatni pełny dzień na bazie, znany wedle tradycji jako Zielony Dzień lub Dzień Obozowicza. Zaraz po apelu, zastępowi zastępów obozowych zajęli miejsca kadry obozowej, a kadra stała się na ten czas zwykłymi uczestnikami. 


Oporne początki przełamała wciągająca gra terenowa przygotowana przez naszą „drugą kadrę”. Na punktach przećwiczyliśmy szyfrologię, nauczyliśmy się włoskiej rymowanki, rzucaliśmy do celu i sprawdziliśmy wiele innych umiejętności.
Przed obiadem dokończyliśmy także quiz wiedzy harcerskiej, który nadal prowadziła nasza „kadra zastępcza”. Pod koniec ciszy poobiedniej kilka osób zostało zwołanych na alarm w strojach kąpielowych! To osoby, który wymknęły się chyżym Słowiankom dzień wcześniej i wymigały się wartą, służbą kuchenną czy złym samopoczuciem. Trasa wiodła wokół naszego podobozu i zawierała podobne elementy, a przygotowana była przez niedawno ochrzczone dziewczęta z najstarszego zastępu.


Po ciszy poobiedniej przyszedł czas na spacer do centrum i na plażę. Niestety, dobiegła nas wiadomość, że na plaży wywieszono czerwoną flagę, co znaczyło, że nie można było się kąpać, więc ostatecznie stanęło tylko na spacerze do centrum.
Wieczorem władza została już przekazana w ręce prawdziwej kadry, na życzenie „kadry zastępczej”, która czuła się już zmęczona „kadrowaniem”. W drużynach zostały przeprowadzone ostatnie zakończenia dnia – podsumowujące już cały obóz. Każdy miał okazję napisać na kartce kilka zdań na temat obozu, które posłużą kadrze jako ewaluacja, by kolejny obóz był jeszcze lepszy.


Wiele osób mówiło, że tęskni już za swoim domem, ale są też tacy, którzy twierdzą, że gdyby tylko mogli wyprać trochę rzeczy i przespać noc w swoim łóżku, to mogliby spędzić razem z nami kolejne 2 tygodnie. Na podróż powrotną chyba trzeba zakupić kilka pudełek chusteczek higienicznych, bo niektóre dziewczęta na myśl o rozstaniu mają już łzy w oczach.

Jutro tej porze będzie tutaj pusto
Bo wszyscy harcerze obóz ten opuszczą

Jest godzina 5:30, od ponad godziny nad naszymi namiotami przetacza się burza. Za chwilę dh. służbowa obudzi część kadry, a za 2 godziny – wszystkich uczestników. Za 10 godzin już nas tutaj nie będzie.

-------

Dziękujemy za śledzenie tych relacji i zostawione komentarze! Z niecierpliwością sprawdzaliśmy codziennie licznik odwiedzin. 
Żałujemy, że możliwości techniczne nie pozwoliły nam na dodawanie wpisów całkowicie na bieżąco i z dużo większą ilością zdjęć, ale szlak możemy uznać za przetarty (bo jest to pierwszy nasz obóz z kroniką internetową).
Zdjęć mamy dużo, bardzo dużo! Już wkrótce ukażą się one w naszej galerii obozowej!


Gdzie ogniska blask stanie obóz nasz
Na polanie bratni krąg powstanie jak za dawnych lat

środa, 13 lipca 2011

U nas - 12.07

Dzień wczorajszy (12.07) to chyba najważniejszy dzień dla naszych obozowiczów. A dlaczego – o tym za chwilę.
Zaczęliśmy tak jak zwykle – pobudka, powitanie dnia, rozgrzewka, mycie, sprzątani w namiotach, śniadanie i apel. Ale na apelu coś zabrzmiało podejrzanie – plan dnia: rano - zajęcia z muzyki stosowanej, popołudniem – pionierka, wieczorem – pionierka.
Niedługo potem, wszystko się wyjaśniło: dh. służbowa ogłosiła alarm w strojach kąpielowych, a z namiotu kadry wypadły Słowianki z pomalowanymi twarzami. Ręce obozowiczów zostały przywiązane do liny, a Słowianki malowały twarze i ciała „biszkoptów” farbami. 




Gdy już wszyscy byli gotowi, komendant obozu w stroju słowiańskiego boga chwycił linę i pociągnął wszystkich w kierunku plaży. Obozowicze szli ze śpiewem na ustach a Słowianki popędzały ich, wymachując pękiem pomarańczowych chust obozowych.
I nareszcie, dotarliśmy do miejsca na plaży przygotowanego przez dh. Elę i dh. Edytę (wedle tradycji – obozowicze, którzy już przeżyli chrzest harcerski pomagają w organizacji kolejnych chrztów). Każdy po kolei miał zawiązywane oczy, był polewany odrobiną wody morskiej, musiał przeczołgać się w piachu i szyszkach aż na końcu – dać się zakuć w dyby i posypać mąką.



Po chrzcie uczestników przyszedł czas na zemstę... Kadra, która po raz pierwszy pełniła funkcję na obozie, również musiała przejść tą trasę, prowadzona przez świeżo ochrzczonych obozowiczów.


Sprzyjająca pogoda pozwoliła nam na spokojne plażowanie i kąpiel.
Wieczorem, starsze drużyny udały się do lasu w celu wykonania szałasów. Z obozu wyszło 21 osób, jednak ostatecznie noc w szałasach spędziła połowa z nich.
Tymczasem osoby, które zostały w obozie bawiły się na dyskotece z Hufcem Ziemi Wadowickiej.

U nas - 11.07

11.07 od kilku dni wisiał na naszej rozpisce służb jako dzień wycieczki. Wszyscy więc czekaliśmy z niecierpliwością na dzień wyjazdu, który zaskoczył... pogodą. A raczej jej początkowym brakiem. Sprzątanie namiotów, mycie, jedzenie śniadania i pakowanie plecaczków odbywało się przy akompaniamencie kropel deszczu. Ziewający i zniechęceni pogodą wpakowaliśmy się do autokaru i odjechaliśmy w kierunku Kołobrzegu.
Pierwszym punktem naszej wycieczki był seans w kołobrzeskim kinie. Oglądaliśmy film animowany „Auta 2” - bardzo się nam spodobał. Gdy wyszliśmy z sali kinowej, okazało się, że niebo się rozjaśniło i już nie pada. Udaliśmy się więc, omijając kałuże, w stronę Muzeum Oręża Polskiego. I tam wyszło na jaw, że wśród naszych uczestników są entuzjaści militariów z niemałą wiedzą!
Pan przewodnik oprowadził nas po wystawach oręża polskiego od czasów średniowiecza. Mogliśmy zobaczyć także order Virtuti Militari, ubiory powstańców i mundury żołnierzy walczących w wojnach światowych. Ciekawostką był wrak samolotu niemieckiego, który rozbił się niedaleko Kołobrzegu, mundur harcerki-sanitariuszki z czasów powstania warszawskiego oraz karabin wrośnięty w drzewo.

Wystawa pojazdów wojskowych nauczyła nas, że czołg i działo samobieżne to nie o samo! Mieliśmy okazję zajrzeć do wnętrza działa samobieżnego w czapce pilotce na głowie i poczuć się na chwilę trochę jak bohaterowie „Czterej pancerni i pies”.


Potem przybyliśmy do portu, gdzie mieliśmy chwilę dla siebie w oczekiwaniu na rejs statkiem. Około godziny 16 odpłynęliśmy pirackim statkiem na wody Bałtyku, śpiewając zwrotki „Morskich opowieści”, a gdy mocniej zabujało – słychać było:

O ho ho ho, przechyły i przechyły
O ho ho ho, za falą fala mknie
O ho ho ho, trzymajcie się dziewczyny
Ale wiatr – ósemka chyba dmie!

Jakie to szczęście, że świeciło wtedy słońce! Wszystkim ten rejs wydawał się zbyt krótki i chcieliby popłynąć jeszcze dalej.

Na tym kończyła się już wycieczka do Kołobrzegu. W drodze powrotnej wiele osób zasypiało ze zmęczenia.
W nocy z 11 na 12 lipca, po wykonaniu powierzonego zadania i przebyciu męczącej trasy, dh. Asia (drużynowa III drużyny) złożyła Zobowiązanie Instruktorskie przy kręgu pod masztem flagowym i stała się pełnoprawną instruktorką ZHP w stopniu przewodniczki.

„(...) Powierzonej przez Związek Harcerstwa Polskiego służby nie opuszczę samowolnie”

niedziela, 10 lipca 2011

U nas - 10.07

10.07 – to dla naszego obozu dzień spod znaku serduszka. Mimo tego, że od kilku dni do naszej Obozowej Skrzynki Pocztowej docierają listy miłosne, dzisiaj Kupidynek miał naprawdę wiele roboty, bo dzisiaj dzień ślubów obozowych! Już na apelu porannym pojawiły się pierwsze oświadczyny (przybocznej najstarszej drużyny do jej kanadyjki...).
Po mszy świętej wszyscy udali się do lasu w odwiedziny u Horpyny, która przekazała im trochę informacji o roślinach leczniczych i zleciła zastępom wykonanie zielników z takimi właśnie roślinami (a niedaleko obozu można było ich znaleźć nawet kilkanaście). 


Przez następną część dnia trwał PZK - Program Zdobywania Kobiety. Nasi panowie szukali partnerek chętnych spędzić z nimi resztę... dnia. Pary zostawały zapisane na tablicy ZARĘCZENI i ceremonialnie wiązane za ręce sznurkiem (oczywiście pary jadły razem obiad!).

W przerwie w matrymonialnych propozycjach wybraliśmy się na plażę i do centrum.
Po kolacji przygotowania do ślubów szły już pełną parą. Pany młode przygotowały suknie a panowie odświętne stroje. Pary własnoręcznie zrobiły obrączki.
I rozpoczęła się ceremonia. Byłoby to banalne, gdyby Jarpen tylko machnął ręką i udzielił ślubu, ale to nie taka łatwa sprawa: każdy pan młody musiał udowodnić swoją męskość a panna młoda swoją kobiecość poprzez różne zadania wyznaczane przez kaznodzieję. Przychodził też czas na przysięgę małżeńską – specjalnie przygotowaną i przerobioną na wesoło oraz wymianę obrączek. Niektóre pary miały również zatańczyć swój pierwszy taniec małżeński.


Węzłem małżeńskim połączyliśmy 17 par.

U nas - 9.07

9.07 – na dzisiejszym apelu pojawił się Zeus, który przyszedł się pożegnać z obozem i wręczyć fragment Sagali najlepszej drużynie – przez czas trwania Dionizji najlepiej wypadła drużyna druga – Poszukiwacze Kamienia Szczęścia i to oni otrzymali fragment Sagali. 

Tym sposobem przenieśliśmy się do czasów wczesnego średniowiecza – przed grą terenową powitały nas panny ze słowiańskiej wioski, w której Sagala czczona jest w świątyni Światowida. Zaprosiły nas na polowanie na dziczyznę i wymianę skór ze zwierząt na łupy a następnie cenne włócznie św. Maurycego. Po lesie chodziła także wiedźma Horpyna, która dawała cenne skóry w zamian za piękne przedmioty, a groźny nordycki wojownik czyhał na łupy, by odebrać je zastępom. Zwycięsko z tej gry wyszedł zastęp Wojownicy Ciemności zdobywając cztery takie włócznie.


Zuchy wykonały z masy solne symbole harcerskie – lilijki, krzyże, koniczynki.



Dopisująca pogoda nakłoniła nas do wyjścia na plażę – prawie każdy z nas zażył kąpieli, a niektóre zastępy wybudowały piękne wioski słowiańskie z piasku. 


Po kolacji odbył się quiz wiedzy harcerskiej i o fabule obozu, który przerwał przyjazd Poczty Harcerskiej Szczecin, u której można było się zaopatrzyć w poradniki harcerskie, śpiewniczki, ciekawe książeczki i kolorowe, harcerskie pocztówki. 


Potem wielu z naszych uczestników brało udział w dyskotece z Hufcem Ziemi Wadowickiej. Dyskotekę zakończyła nagła ulewa, a jak zaśpiewałaby to nasza najstarsza drużyna:

„Idzie sobie ulewa, ulewa, ulewa
My biegniemy pod drzewa, pod drzewa, bęc!
Jedna kropla! Druga kropla!
Idzie sobie ulewa...”

Teraz już nie pada a wszyscy układają się do snu.

U nas - 8.07

Jak przystało na prawdziwe Dionizje – zabawa musi trwać kilka dni. Dzisiaj skupiliśmy się na ich muzycznej oprawie. Rano drużyny wybrały po trzy piosenki: harcerską, szantę i „z jajem”. Czas przed obiadem i po obiedzie został poświęcony na szlifowanie muzycznych talentów.
Korzystając z pogody, spędziliśmy też trochę czasu na plaży. Wreszcie popołudniową porą nadszedł czas występów: wszyscy świetnie się przygotowali. Drużyna najmłodsza zaprezentowała się z piosenkami „Jestem wędrowcem”, „Hej, me Bałtyckie Morze”oraz „Tropiki” (z przygotowanym układem ruchów do całej piosenki). Drużyna druga zaśpiewała nam „Bieszczadzkie reggae”, „Morskie opowieści” oraz ze specjalnie napisaną piosenką o krasnoludku. Najstarsza drużyna przedstawiła nam mało znaną piosenkę „Szare cienie”, szantę „Hiszpańskie dziewczyny” a jako wesołą piosnkę przedstawiła fragment skeczu „Stary portfel”.



Jednak prezentacje drużyn nie były wystarczające dla naszych uczestników – wszyscy żądali występu kadry. Padło kilka propozycji, ale ostatecznie kadra wystąpiła z piosenką „Stokrotka” w charakterystycznym wykonaniu na melodię „Zombie” The Cranberries z dodaniem właśnie wymienionej piosenki oraz utworu „Aleksander” zespołu Myslovitz. 


Występ ten wzbudził bardzo duże zainteresowanie, więc wkrótce po zakończeniu festiwalu nadal trwały śpiewanki. Wieczorem postanowiliśmy wybrać się na plażę i obejrzeć zachód słońca. To był piękny widok!


piątek, 8 lipca 2011

U nas - 7.07

A w starożytnej Grecji wciąż trwają Wielkie Dionizje! Tym razem Zeus i Hera zaprosili nas do swego amfiteatru. Drużyny dopracowały mity o powstaniu swoich drużyn obozowych i wystawiły je publicznie. Ogromną furorę zrobiło przedstawienie drużyny najmłodszej ukazujące pojedyncze, śmieszne, fikcyjne sytuacje związane z nakłanianiem do wyjazdu na obóz.



Po południu drużyny czekała gra terenowa, w czasie której zastępy przećwiczyły wyznaczanie azymutów i przypomniały sobie mit o 12 pracach Heraklesa. Każdy zastęp namalował komiks o swojej ulubionej pracy Heraklesa, a następnie odwiedził kilka punktów, na których leśne driady i bożki zaproponowały im wykonanie niektórych prac: sprzątanie stajni Augiasza w postaci sortowania śmieci, pokonanie Hydry w postaci rozwiązywania łamigłówek i wiele innych.
Potem bogowie zaprosili drużyny na mini-olimpiadę. A wieczorem drużyny czekała niespodzianka: wieczór filmowy na „sali kinowej” czyli na stołówce. Uczestnicy oglądali film „Książę Persji: Piaski Czasu” i bardzo się wszystkim podobał.


Ale to nie koniec niespodzianek, mimo że dla uczestników trwała już cisza nocna. Kadra obozu przygotowała dla oboźnego obozu, a na co dzień komendanta hufca – phm. Piotra Grabowskiego – odnowienie Przyrzeczenia Harcerskiego.

czwartek, 7 lipca 2011

U nas - 6.07

6.07 – wg wróżby dh. Hani, która nad ranem wracała z próby lasu „Trzech Piór” zapowiadała się słoneczna pogoda, ponieważ rankiem było nieco mglisto i wilgotno. I faktycznie! Powitało nas jasne słońce i było dla nas jasne, że skorzystamy z tego słonecznego dnia.
Jeszcze przed obiadem zażyliśmy słonecznej kąpieli na piasku, a także tej bardziej mokrej kąpieli – w morzu, pod opieką ratowników, którzy organizowali też mini zawody w zespołach. 


A po obiedzie dla odmiany... poszliśmy na plażę... :) Ale tym razem uczestników czekała gra! Kilku bogów greckich pomyliło swoje atrybuty i każdy z nich chciał odzyskać swój! Tak więc Atena chciała odzyskać antenę, Demeter chciała swoje jabłka, cyklop swoje okulary na jedno oko, itp. A jak się okazało Zeus, w zamian za wieniec obdarowywał chustami. I to nie byle jakimi! Chustami obozowymi! Teraz nosimy do koszulek obozowych i mundurów pomarańczowe chusty.


Wieczorem odbył się apel, a zaraz po nim drużyny przystąpiły do szlifowania swoich mitów o drużynach, by móc je jutro przedstawić Zeusowi na Wielkich Dionizjach. Zakończyliśmy dzień przy świeczce i każdy mógł powiedzieć coś o tym, co mu się podobało lub nie.

środa, 6 lipca 2011

U nas - 5. 07

Minął kolejny dzień naszego obozu. Rozpoczęliśmy go wycieczką na latarnię morską,do Niechorza. Najpierw zwiedzaliśmy miasto, kupowaliśmy pamiątki i pocztówki. Później, drużynami wdrapaliśmy się na latarnię morską. Wrażenia były ogromne. Z latarni rozpościerał się widok na Bałtyk. Morze było spokojne i można było zaobserwować mały, biały stateczek. 

Po powrocie każdy z nas odnalazł na swoim łóżku kopertę z nazwiskiem kogoś innego. Musieliśmy powymieniać się nimi. Znaleźliśmy w nich rymowanki opisujące różne, strategiczne miejsca na terenie obozu: jadalnię, umywalnię, toalety, kościół polowy, kontenery na śmieci i suszarnię. Wszędzie tam odnaleźliśmy zaszyfrowaną wiadomość o tym, że mamy udać się do kręgu ogniskowego, gdzie czekała na nas grecka boginka, Atena która wskazywała nam dalszą drogę, wprost do rozwidlenia ścieżek, gdzie stała już Afrodyta z busolą. Po wyznaczeniu azymutu 50' pognaliśmy w las, na spotkanie z Zeusem.
Władca bogów powitał nas na Olimpie i zdradził, że posiada kolejną część magicznego kamienia- Sagali. Obiecał, że odda nam go, jeśli zasłużymy i weźmiemy udział w Wielkich Dionizjach. Nakazał nam też wymyślić mit mający opowiedzieć historię powstania naszych obozowych drużyn.
Po obiedzie wyruszyliśmy na plażę, gdzie po raz pierwszy pogoda pozwoliła nam na pływanie w morzu. Oczywiście kąpaliśmy się pod opieką wykwalifikowanego ratownika.



Po powrocie odbył się apel, na którym przybył do nas Zeus zapraszając na inaugurujące Wielkie Dionizje pląsowisko. Spotkaliśmy się tam z bractwami rycerskimi rodem z Wadowic, które przygotowały uroczystości. Bawiliśmy się w wiele integracyjnych pląsów. Choć pochodziliśmy z różnych epok, nie stanowiło to żadnej przeszkody we wspólnym świętowaniu.

wtorek, 5 lipca 2011

U nas - 4.07

Minął kolejny dzień, dzień czwarty (4.07) od naszego przyjazdu. Wciąż jeszcze jesteśmy wśród jaskiniowców, którzy nadal nie oddali nam kawałka Sagali. Poranna rozgrzewka tradycyjnie miała formę ruchowych pląsów.
Ranek upłynął zastępom na wykonywaniu totemów, które stanęły obok namiotów. Niedługo potem wszyscy wyruszyli na pierwszą grę terenową, na której nauczyli się m.in.: musztry, udzielania pierwszej pomocy, wyznaczania azymutu, układania stosów ogniskowych, symboliki krzyża harcerskiego.



Popołudniu uczyliśmy się piosenek z obozowego śpiewnika i spędzaliśmy czas na zabawach i zagadkach, tymczasem najmłodsza drużyna poszukiwała jaj dinozaurów w czasie krótkiej gry.
Wieczorem zebraliśmy się wszyscy na obrzędowym ognisku, na którym jaskiniowcy zapoznali nas ze swoim Kodeksem. Sądziliśmy, że zyskaliśmy ich sympatię na tyle, żeby dostać już kawałek Sagali, lecz jaskiniowcy nadal nie chcieli oddać świętego dla nich kamienia. 


Jednak nocą dali nam szansę na zdobycie Sagali – w czasie gry nocnej przekonali się o naszej zwinności i sprycie i dzięki jednej z drużyn fragment Sagali jest już w naszych rękach.
Czeka nas zapewne kolejna podróż przez epoki.

poniedziałek, 4 lipca 2011

Info od webmastera

Cieszymy się, że ilość wizyt na stronie stale rośnie i zapraszamy do regularnego jej odwiedzania.

Staramy się uzupełniać stronę na bieżąco, jednak mogą się zdarzać małe poślizgi ze względu na trudność w dostępie do Internetu i rozkładzie dnia. 

Zapraszamy do komentowania naszych wpisów!

U nas - 3.07

Dzisiaj mamy dzień trzeci (3.07). Pogoda była już bezdeszczowa, więc spotkaliśmy zaraz po przebudzeniu na powitaniu dnia. Po raz kolejny odwiedził nas Jarpen i przeniósł cały obóz do czasów prehistorycznych. Nagle, na rozgrzewce pojawiło się czterech jaskiniowców opiekujących się Sagalą, jednak zdobycie jej nie będzie takie łatwe, bo fragment magicznego kamienia jest dla nich świętością, którą czczą. Aby zdobyć Sagalę musimy stać się wszyscy jaskiniowcami.


Rano odbyła się obozowa msza święta, którą odprawił kapelan obozowiska. Zaraz potem odbył się pierwszy apel obozu. Od tamtej pory nad naszymi namiotami powiewa biało-czerwona flaga.



Jeszcze przed obiadem stanęła pionierka obozowa – płot dookoła naszych namiotów, brama wejściowa z wartownią, tablica ogłoszeń, krąg z lilijką na placu apelowym.




Korzystając z lepszej pogody, drużyny udały się na plażę, by zanurzyć nogi w zimnej morskiej wodzie. Potem drużyny miały chwilę dla siebie wśród wczasowych sklepików. Wieczór upływa właśnie pod znakiem kończenia pionierki przez starsze drużyny – dodatkowych półek do namiotów i podestów oraz ulepszania ogrodzenia. Jeszcze tylko zakończenia dnia w drużynach i udamy się spać.

niedziela, 3 lipca 2011

U nas - 2.07

Drugiego dnia (2.07) powitała nas niezbyt korzystna aura. Drobny deszczyk nie przeszkadzał nam jednak w zjedzeniu śniadania, podczas którego odwiedził nas Jarpen - strażnik magicznego kamienia zwanego Sagala. Opowiedział nam o misji, jaką dla nas wyznaczył: musimy znaleźć kawałki Sagali rozrzucone między epokami i połączyć je. 
Następnie drużyny podzieliły się na zastępy, wymyśliły swoje nazwy, okrzyki i piosenki. Drużyny nazywają się następująco:
Drużyna I - Niemożliwi
Drużyna II - PKS (Poszukiwacze Kamienia Szczęścia)
Drużyna III - Sagalowe Pole Rzepakowe
Jeszcze przed obiadem każdy otrzymał zestaw zadań do wykonania (np. znaleźć 2 osoby urodzone w tym samym miesiącu co ty, przybić „piątkę” stopą z piętnastoma osobami) i bawiliśmy się w różne zabawy integracyjne.




Po obiedzie uczestnicy udali się do centrum w celu wykonania zwiadu z niebanalnymi zadaniami, który pozwolił uczestnikom lepiej poznać okolicę.
Wieczorem cały obóz udał się na dyskotekę razem z Hufcem Ziemi Wadowickiej, gdzie poznaliśmy tańce integracyjne.




sobota, 2 lipca 2011

U nas - 1.07

Po 17 godzinnej podróży dotarliśmy wreszcie do bazy ZHP w Pogorzelicy.
Pierwszego dnia (1.07), zaraz po przyjeździe wszystkie dzieci zakwaterowały się w dziesięciu namiotach przygotowanych specjalnie dla ich przez kwaterkę Hufca Ziemi Wadowickiej. Harcerze sami rozłożyli sobie kanadyjki, przynieśli z magazynu materace i koce. Starsi chłopcy pomagali w cięższych pracach młodszym dzieciom. W każdym namiocie śpi po 4-7 osób.
Na obiad jedliśmy zupę pomidorową, ziemniaki, rybę i surówkę. Wszyscy zjedli ze smakiem ten pierwszy posiłek po podróży.
Po obiedzie część dzieci, pod opieką druhny Anety udała się na spowiedź i polową mszę świętą. Pozostałe dzieci poszły do centrum Pogorzelicy.
Wieczorem otrzymaliśmy list od Neptuna. Wszystkie drużyny, pomimo zachmurzonego nieba wyruszyły powitać się z morzem. Błagaliśmy boga mórz o piękną pogodę na cały obóz. Próbując przekrzyczeć szum wiatru, śpiewaliśmy dla niego piosenkę i pląsaliśmy na piasku. Każdy z nas dotknął również fal morskich, a niektórzy znaleźli już swoje pierwsze muszelki. Dla osób, które nigdy nie widziały morza był to pełny wrażeń spacer.
Część najstarszej drużyny odbyła już swoje pierwsze nocne warty.